Ulubiona trasa byłego naczelnika - Kopa Kondracka zimą

  film Kondracka Kopa

Trawers Kopy Kondrackiej był jednym z trzech ulubionych szlaków byłego naczelnika TOPR-u, pisarza i polonisty, Michała Jagiełły. Kopa Kondracka wygrała w prywatnym zestawieniu starego przewodnika z takimi klasykami jak szlak przez Szeroką Przełęcz Bialską w Tatrach Bielskich i trasa z Doliny Staroleśnej przez Siodełko i Rohatkę do Doliny Białej Wody. Nagła śmierć na początku lutego Honorowego Członka Tatrzańskiego Pogotowia Ratunkowego spowodowała, że postanowiłem zrezygnować z zimowej wycieczki na Kościelec na rzecz wspomnianej wyżej trasy z Kuźnic przez Kalatówki i Halę Kondracką na najniższy szczyt w paśmie Czerwonych Wierchów.

To bardzo popularna trasa zarówno w lecie jak i w zimie, bowiem znaczna jej część pokrywa się z najbardziej obleganym szlakiem w polskiej części Tatr, ścieżką na Giewont. W zimie, schronisko na Hali Kondrackiej jest miejscem odpoczynku narciarzy skiturowych działających w rejonie Kasprowego Wierchu, w lecie zbierają się tu tłumy "atakujące" "Śpiącego Rycerza". Niemniej jednak na stokach i wierzchołku Kondrackiej Kopy powstało kilka wierszy poety który, jak sam wspominał, na szczycie wierchu był ponad trzysta pięćdziesiąt razy w różnych porach roku. "Łagodny i skromny a jednocześnie absolutnie zachwytający.." tak mawiał o tym wierzchołku, musiałem sprawdzić czym oczarował pisarza ten najbardziej na wschód wysunięty Czerwony Wierch.

Niebieski szlak z Kuźnic na Kalatówki biegnący Doliną Bystrej znany jest również jako Droga Brata Alberta i mija po drodze dwa klasztory albertyńskie: pustelnię męską na Śpiącej Górze oraz zespół klasztorno-pustelniczy zakonu żeńskiego. Droga kończy się przy hotelu górskim, obiekcie powstałym przed II wojną światową na potrzeby narciarskich Mistrzostw Świata FIS. Miejsce to darzę dużą sympatią, w grudniu 2002 roku w hotelu świętowaliśmy w bardzo miłej atmosferze "Baby Showers" mojego przyjaciela Waldiego. Znajdującym się powyżej hotelu Suchym Żlebem TOPR-owcy dostają się na Kopę Kalacką oraz dalej przez Wrótka na grań Długiego Giewontu. Po opuszczeniu Polany Kalatówki i około dwudziestominutowym spacerze przez świerkowy las, docieram pod schronisko PTTK na Kondratowej Hali. Mimo dosyć wczesnej pory jest tu już kilku narciarzy oraz turystów pieszych, otwiera się również widok na cel mojej wycieczki, nieszczególnie wyróżniający się masyw Kopy Kondrackiej. Robię pierwszy, dłuższy postój na ławeczkach i zawieszam wzrok na pięknym, prawie półtorakilometrowym, skalnym grzebieniu Długiego Giewontu.

Michał Jagiełło w tym miejscu zwykł kierować się na Kondracką Przełęcz, drugi stopień zagrożenia lawinowego oraz spore ilości śniegu zalegające w "Piekiełku" i przyległych żlebach skutecznie zniechęcają mnie do dalszej wędrówki niebieskim szlakiem. Będę "atakował" Przełęcz pod Kondracką Kopą, trasa ta wydaje się być zdecydowanie bardziej bezpieczna, kilka osób rozpoczęło już wędrówkę w tym kierunku a w grupie zawsze raźniej. Stojąc u jego wylotu, odnoszę wrażenie, że jest on bardzo stromy, to jednak tylko złudzenie - Długi Żleb jest po prostu niezwykle rozległy, stąd zresztą jego nazwa. Niezmienia to faktu iż na przełęcz docieram prawie po godzinie bardzo forsownego marszu. Krótki odpoczynek i ruszam na Czerwony Wierch nie rozglądając się zbytnio, panoramy zamierzam podziwiać dopiero z jego wierzchołka. Przy słupku oznaczającym szczyt mocny wiatr wznieca małe, śnieżne pióropusze a tabliczka z nazwą i opisem szlaków jest cała w lodowym szronie wyrzeźbionym przez siły przyrody. Przysiadam na słupku graniowym i ogarniam cały, błękitny dziś horyzont.

Giewont, Giewont i jeszcze raz Giewont - tak można opisać to co rzuca się w oczy najbardziej gdy znajdziemy się na Kopie Kondrackiej. Złożony z trzech części symbol Zakopanego i polskich Tatr z tej perspektywy jest chyba najbardziej urokliwy. Na zachodzie widać przytłaczający swoją masywną sylwetką Małołączniak oraz sąsiednią Krzesanicę na tle Tatr Zachodnich, południe to charakterystyczny, zakrzywiony nos Krywania, wschód - piękna panorama Tatr Wysokich ze Świnicą grającą "pierwsze skrzypce". Nie dziwi więc że góra jest miejscem, gdzie niejeden poeta znajduje swoje "furor poeticus".

"Zostały po nas stopnie, Wyrąbane w ścianie wiatru" - schodzę w linii spadku żlebu po śnieżnych stopniach zostawionych przez moich poprzedników trasą którą autor "Wołania w górach" już nigdy nie będzie wędrował...


Joomla Gallery makes it better. Balbooa.com