Tatry Polskie 2009-11
Pewnego przedpołudnia 2009 roku siedząc w biurze i przeglądając w czasie przerwy śniadaniowej informacje na którymś z portali, rzucił mi się w oczy artykuł o zejściu lawiny na Hali Gąsienicowej i przysypaniu "Betlejemki". Z niedowierzaniem oglądałem zdjęcia częściowo zasypanych pomieszczeń oraz informacje o wyjątkowo dużych opadach śniegu tej zimy.
Pomyślałem: ile to czasu minęło od mojej ostatniej wizyty w naszych Tatrach. Cztery, pięć lat? Tak, we wrześniu 2005 roku w czasie wejścia na Giewont w okolicach „Piekiełka” podchodząc szlakiem z kolegą w stronę Kondrackiej Przełęczy natknęliśmy się na wychodzącego zza kosówki młodego miśka. Zwierzak "kłapnął" parę razy pyskiem i czmychnął za kosodrzewinę w stronę odchodzącego od Suchego Wierchu Kondrackiego grzbietu zwanego Łopatą. Stanęliśmy nieco osłupieni tym wydarzeniem po czym każdy chwycił za aparat robiąc oddalającemu się niedźwiadkowi zdjęcia. W tych czasach o cyfrowej lustrzance mogłem jedynie marzyć więc musiałem zadowolić się dosyć kiepskimi zdjęciami z kompaktu. To wydarzenie pozwoliło mi zapamiętać datę mojej ostatniej wizyty w górach. Teraz zaczęły mi chodzić po głowie myśli o „odświeżeniu” przebytych przed laty tatrzańskich szlaków. I tak zrodził się pomysł zdobycia wszystkich znakowanych szczytów i przełęczy w polskiej części Tatr.
Aby nie było za prosto wyznaczyłem sobie dwa lata kalendarzowe na ten cel. Zrobiłem spis interesujących mnie miejsc i zacząłem gromadzić nowe wyposażenie w postaci butów górskich, odpowiedniej odzieży oraz zimowego ekwipunku. W ramach rozgrzewki, za namową znajomych którzy wybierali się na narty na Kasprowy, w kwietniu 2009 roku spakowałem niezbędny sprzęt do wędrówki plus narty z butami narciarskimi i z całym tym bagażem zapakowałem się z nimi do auta. Pogoda dopisywała, po drodze na Podhalu widać było całe polany w kwitnących krokusach a na miejscu okazało się że jesteśmy jednymi z pierwszych chętnych na wjazd z Kuźnic na Kasprowy. Na Kasprowym udałem się do przechowalni i zostawiłem tam zestaw narciarski, założyłem raki i skierowałem się w stronę Beskidu umawiając się ze znajomymi na telefon za ok. 3 godziny.
W mojej głowie zrodził się absurdalny w tamtej chwili plan wejścia na Świnicę. Całe szczęście resztki zdrowego rozsądku zatrzymały mnie na Skrajnej Turni. Wracając na Kasprowy, zapadałem się co kilka kroków w roztapianym przez południowe słońce śniegu aż do połowy ud, a w przemęczone mięśnie nóg powoli zaczęły wdzierać się skurcze. Siedzący tryb życia i nieprzygotowanie się do wędrówki dały o sobie znać. Pomyślałem, co byłoby gdybym wyruszył jednak na Świnicę. Dotarłem w końcu do górnej stacji kolejki, zdjąłem raki i skontaktowałem się ze znajomymi, którzy w tym czasie szusowali po nartostradach w obu Kotłach.
Zagrałem rolę „twardziela” i postanowiłem że zjadę do Kuźnic na nartach przez Goryczkową. Nie był to zbyt dobry pomysł. Przed każdą próbą wykonania skrętu, gdy próbowałem przenosić ciężar ciała z jednej nogi na drugą, łapał mnie skurcz w obciążoną nogę i kończyło się to najczęściej upadkiem. I tak aż do dolnej stacji krzesełka w Kotle Goryczkowym. Szczęśliwie od tego miejsca aż do Kuźnic nartostrada jest już w zasadzie prostą i lekko nachyloną trasą i w trakcie zjazdu można dać nieco odpocząć nadwyrężonym mięśniom nóg. Ale wszystkie te zdarzenia uświadomiły mi że bez odpowiedniego przygotowania nie ma co myśleć o sprawnym przemierzaniu tatrzańskich szlaków.
Mając na uwadze moje kwietniowe przejścia, dałem sobie dwa miesiące na jako takie przygotowanie fizyczne do realizacji projektu Tatry Polskie 2009-2011 i w pierwszą wędrówkę ruszyłem dopiero w czerwcu 2009 roku na Czerwone Wierchy, zaś szczytem kończącym ten program był Wielki Kopieniec "zdobyty" w październiku 2011 roku.
Joomla Gallery makes it better. Balbooa.com